wtorek, 31 sierpnia 2010

Holandia 2010....




.... czyli powrót na stare śmieci i odkrycie kilku nowych :)

sobota, 22 sierpnia 2009

Eurotrip '09 (09. - 22. sierpnia) - dzień pierwszy


 ...w drodze do celu...

Mimo, że konkretnego celu tak naprawdę nie mieliśmy. 
Wiedzieliśmy tylko, że z całą pewnością pojedziemy do Holandii. Mieliśmy adres campingu w pierwszym i w zasadzie jedynym ściśle określonym punkcie docelowym... Z a n d v o o r t -miasto położone nad morzem - w końcu to wakacje ;) 
Był wczesny wieczór. Przed nami ok. 1200 kilometrów i 12 godzin w samochodzie. 
Na miejscu  mieliśmy być o poranku..  










































































Holandia - Zandvoort











 ...i byliśmy.
Humory dopisywały, mimo zmęczenia po nocy spędzonej w samochodzie za kierownicą, lub w sennej pozycji pół-siedzącej.
Ale kto by nie miał dobrego humoru widząc piękną, pustą jeszcze plażę, którą omiatało słońce i lekki poranny wietrzyk.









































































Problemy miały się zacząć dopiero za chwilę...
Camping, na którym mieliśmy się zatrzymać wprost tonął w namiotach. Kolejny, jaki znaleźliśmy nieopodal -drogi niczym Hostel. Jeszcze następny -masę kilometrów od morza... 

Kiedy humory już całkiem nas opuszczały - znaleźliśmy ustronne miejsce na jednej z tutejszych wydm otaczających mały camping - głównie wypełniony prywatnymi Bungalow'ami... i tam (Camping Het Helgemat) niezmiernie dumni z siebie zacumowaliśmy na kilka kolejnych dni. 







A po odespaniu trudów podróży udało się nawet zdążyć jeszcze na zachód słońca, który jak wiadomo nad morzem zachwyca wyjątkowo...





































Eurotrip '09 - dzień drugi




Holandia - Zandvoort

Stacjonowanie nad morzem na pewno zobowiązuje do jednego... 
Do plażowania.

Tak więc, mimo że słońce nie paliło tak jak w typowe letnie i upalne dni, całą trójką wybraliśmy się na plażę - która dzięki umiejscowieniu naszego campingu mieściła się po przeciwnej stronie ulicy.











Niektórzy z nas skusili się nawet na kąpiel w potwornie zimnej wodzie. Ale wyszli z niej równie szybko jak do niej wskoczyli.


















Słońce utrzymało się jakiś czas więc udało się uchwycić parę promieni . Ale kiedy schowało się za niezbyt groźnymi chmurami postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do pobliskich miejscowości.




Holandia - Leiden
Mieszkanie w Zandvoort miało poza bliskością morza jeszcze jeden atut. Bliskość wielu wartych odwiedzenia miejscowości z dwiema stolicami tego Państwa na czele. 







Jednak pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy było Leiden (Lejda). 

Miasto wywarło na mnie ogromne wrażenie położonymi wzdłuż kanałów budynkami z brązowawej cegły, z białymi okiennicami i dużymi przestronnymi oknami bez zasłon... Dopiero potem miałam się przekonać, że to typowy dla Holandii styl, który niesamowicie mnie urzekł!











































Eurotrip '09 - dzień trzeci




Holandia - Amsterdam 

Będąc w Holandii chyba każdy jest pewien jednego...
...Tego, że koniecznie musi odwiedzić osławiony ze swej kontrowersyjności i rozluźnienia moralnego  Amsterdam.


I my podekscytowani i pełni oczekiwań zaznaczyliśmy ten punkt na naszej mapie. 
Wpierw krótka podróż autobusem na stację w Haarlem, a stąd pociągiem do celu.


Rowery, mnóstwo rowerów...
Znasz to.
Wiesz, że obok wiatraków i tulipanów rowery to niemalże symbol Holandii, ale i tak widząc całe setki rowerów stojących pod stacją kolejową, widząc samochody i pieszych ustępujących rowerzystom pierwszeństwa, nie jesteś w stanie tego ogarnąć...
































Sam Amsterdam położony jest nad rzeką Amstel i poprzecinany równoległymi kanałami w kształcie półksiężyca... Niezwykle prezentuje się to na mapie i jak widać 
z 'lotu ptaka'.











































































Architektura jest w Amsterdamie -typowo holenderska i podobnie jak wcześniej w Leiden bardzo mi się podobała...
Człowiek spaceruje wśród tych budynków ułożonych wzdłuż kanałów i ma nieodparte wrażenie, że wszystko tu jest takie poukładane i tworzy jedną, spójną i uporządkowaną całość.

Ale to niestety na tyle "porządku" w Amsterdamie.
Tłum turystów i wyzierająca niemal zewsząd rozwiązłość trochę nas przytłoczyła. 

Być może źle zaczęliśmy wycieczkę od nieco żenującego i mało muzealnego - Muzeum seksu. 

Do tego ulice wprost zasypane CoffeeShopami, które w innych miastach wcale nie rzucają się w oczy. Potem Dzielnica Czerwonych Latarni, która nawet w dzień żyła nagością i nachalnymi kobietami stojącymi, siedzącymi czy nawet leżącymi w wystawowych oknach i to tuż naprzeciw kościoła.

Wszystko to razem wywołało i pozostawiło pewien niesmak... Mimo, że coffeeshopy są w całej Holandii czymś powszechnym, prostytutki są na całym świecie, a te w okienkach jak się nieco później okazało nie tylko w Amsterdamie...


to właśnie Amsterdam był tym miejscem w Holandii, które mi się po prostu nie podobało. I to niemal w całości....





.... Niemal w całości, bo znaleźliśmy w tym mieście miejsce niesamowite i bardzo wartościowe (i nie mam na myśli tego, że jego odwiedzenie jest dość kosztowne). 
M u z e u m    V i n c e n t a   v a n   G o g h a. Miejsce, które mnie- osobę, która za malarstwem w cale nie przepada, bardzo pozytywnie zaskoczyło.








































































Holandia - Zandvoort












Eurotrip '09 - dzień czwarty



 Holandia - Haarlem

O ile dobrze pamiętam podróż do Haarlem nie była wcześniej przez nas planowana. Haarlem to miasto, które nie widnieje raczej w przewodnikach jako miejsce, które należy odwiedzić. A i my trafiliśmy tam chyba przez przypadek przy okazji wycieczki do Amsterdamu, jako że była tam stacja kolejowa. Swoją drogą ciekawe co sprawiło że wybraliśmy akurat pociąg z Haarlem, a nie z naszego Zandvoort.
Nie pamiętam też jak to się stało, że następnego dnia po wyprawie do Amsterdamu wsiedliśmy z Andrzejem do autobusu pod naszym campingiem i pojechaliśmy w dwójkę na spacer do tego miasta. Ale czy to w ogóle jest istotne co nami kierowało...? 



Faktem jest, że miasto przyciągnęło nas w jakiś sposób ... i zauroczyło!









Miasto nie jest małe, a jednak jego spokój nas pochłonął, a spacer wzdłuż kanału zaprowadził nas pod Adriana -> 





















































































Przypadkiem okazało się że i Haarlem ma swoją "dzielnicę czerwonych latarni",
a właściwie jedną malutką uliczkę. 
Ale to odkrycie nie zbulwersowało mnie w ogóle mimo, że stojąca w okienku panienka usilnie próbowała 
zwrócić na siebie uwagę Andrzeja. 
Wszystko to było po prostu mniej przytłaczające niż w Amsterdamie.